Miałam przed południem do załatwienia pewną sprawę w Urzędzie Miasta. Ponieważ pogoda jest dzisiaj fantastyczna, a spod mojego domu do Urzędu prowadzi bezpośrednia ścieżka rowerowa, nawet przez chwilę nie zastanawiałam się nad innym środkiem transportu niż dwa kółka. Wzięłam aparat, żeby w razie jakiejś kolejnej miejskiej obserwacji pstryknąć zdjęcie na bloga i okazja przydarzyła się natychmiast. Zdjęcia jednak nie zrobiłam, bo głupio tak jakoś: ścieżką jechała pani na elektrycznym wózku. „Jechała” to w sumie mało powiedziane – ostro zasuwała! Miała na sobie zieloną kurtkę, prawie tak jaskrawą jak kamizelka odblaskowa, słuchała radia i wyglądała na równie zadowoloną, jak mijający ją rowerzyści. Nic dziwnego – co może być przyjemniejszego w słoneczny dzień niż przejażdżka piękną lipową aleją? Uśmiechnęłyśmy się do siebie czekając na zielone światło i kusiło mnie strasznie, żeby z nią chwilę pogadać.
Dla pani w zielonym przejażdżka ścieżką rowerową to pewnie najwygodniejszy sposób przemieszczania się po mieście, chociaż ma przecież inne możliwości. Tramwaje i autobusy mają obniżone wejścia, ale najpierw trzeba się dostać na przystanek. Wózek jedzie szybciej niż spacerują piesi, więc każda trasa zamienia się w slalom-gigant. Zamówienie zwykłej taksówki oznacza, że nie można użyć elektrycznego wózka, bo nie zmieści się do bagażnika. Ścieżki rowerowe dają to, co najważniejsze: wolność i niezależność. Bez względu na to, czy pani w zielonym jechała na zakupy, kawę z koleżanką, czy podobnie jak ja – do urzędu – jeśli tylko ma wygodnie zorganizowane wyjście z domu, ścieżkami może jechać bez mocowania się z krzywymi chodnikami i wysokimi krawężnikami.
Patrząc nią zdałam sobie sprawę, że w tak urowerowionym mieście jak Gdańsk po raz pierwszy widzę na ścieżce osobę na wózku. W takiej Holandii czy Danii to zupełnie normalny widok. Przyznaję – nie mam pojęcia, czy to w ogóle w Polsce legalne, ale… nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek, wliczając policję, śmiał zareagować. Dlaczego w ogóle o tym wspominam? Mam wrażenie, że cały czas zapomina się, że ścieżki rowerowe służą nie tylko rowerzystom. Pani w zielonym miała oczywisty problem z mobilnością, ale istnieje wiele innych czynników, które sprawiają, że rower lub inny pojazd jadący ścieżką, staje się najbardziej sensowną transportową alternatywą. „Rowerzyści z przymusu” to nie tylko ludzie, których nie stać na samochód (niestety, nadal często słyszę ten argument). Są jednak również osoby, które z powodu kiepskiego wzroku nie mogą lub nie powinny prowadzić samochodu. Są starsi ludzie ze osłabionym refleksem, którzy nie chcą stanowić zagrożenia na drodze albo ci, których każda minuta za kierownicą stresuje do granic możliwości (co wcale mnie nie dziwi, kiedy obserwuję agresywność niektórych kierowców). Czasem się zastanawiam, dlaczego wszystkie rowerowe dżihady, fundacje i stowarzyszenia, walcząc o nowe kilometry ścieżek, nie używają tego argumentu. Jeśli cała Polska emocjonuje się strajkiem rodziców niepełnosprawnych dzieci w Sejmie, może udałoby się użyć podobnej strategii w kwestii zrównoważonego transportu? On jest naprawdę jeszcze bardziej zrównoważony i wyrównujący szanse, niż to się na pierwszy rzut oka wydaje. A pani w zielonym, jadąca sobie elektrycznym wózkiem, stanowiłaby idealną przeciwwagę dla piratów rowerowych w obcisłych lycrach, na których pomstują i kierowcy, i piesi.
A ja przy okazji skorzystam i będę mieć w Gdańsku jeszcze więcej ścieżek.
[fot. Monika Arczyńska]