Monthly Archives: Styczeń 2020

Dlaczego wkurzają mnie elektryczne samochody

e-auto_Oslo.jpg

Jeszcze kilka lat temu z zazdrością patrzyłam na infrastrukturę dla elektrycznych aut w zachodniej Europie i w Stanach. Podczas wypadu ze znajomymi do Oslo kręciliśmy głowami z niedowierzaniem: „Ale ich tu dużo jeździ!”.  Fakt, dużo, w tym piekielnie drogich tesli i to na tyle dużo, że przy przechodzeniu przez ulicę trzeba się szczególnie uważnie rozglądać, bo jeżdżą prawie bezgłośnie. Skąd ich aż tyle? Rządowy cel to zeroemisyjność samochodów do 2025 roku, więc dzięki subsydiom i zwolnieniom z opłat dla Norwegów elektryczne auta wypadają stosunkowo tanio. Jest na nie zerowy VAT (dzięki temu ich ceny są porównywalne do aut na benzynę podobnej klasy), nie ma opłat za parkowanie, mogą używać buspasów. W całym Oslo stoją eleganckie, stalowe słupki do darmowego ładowania. Elektryki stały się tak popularne, że trzeba na nie długo czekać po zamówieniu.

Od niedawna i w Polsce można otrzymać dotację do zakupu elektrycznego samochodu. Nowe technologie uratują planetę! Akurat. Uratują co najwyżej komfort naszego życia i dobre samopoczucie. W Norwegii na szczęście prąd produkuje się w dużej mierze „zielonymi” metodami, ale w węglolubnej Polsce? Poza tym przekonuje mnie obawa, że poszukiwania i intensywna eksploatacja złóż ropy zamieni się w poszukiwanie źródeł litu do produkcji baterii. Jeśli elektryczne samochody mają zastąpić tradycyjne, ale będzie ich jeździć tyle samo, owszem, poprawi się jakość powietrza i poziom hałasu, ale praktycznie nic poza tym. Ani nie zajmują mniej miejsca (powierzchnie biologicznie czynne!), ani nie ani nie redukują ilości pyłów z klocków hamulcowych, a ostatecznie i tak trafią na wysypiska. Przede wszystkim nie odzwyczajają od korzystania z transportu indywidualnego. Wsiadanie do elektrycznego samochodu jest jak pakowanie kanapek w folię aluminiową. Przecież i tak trafi do recyklingu, prawda? Ale ktoś musi ją najpierw wyprodukować, opakować, zawieźć do sklepu, przyjechać żłopiącą paliwo jak smok śmieciarką, jechać za miasto do sortowni, wyczyścić użytą przez chwilę folię z masła i okruchów, a dopiero potem zabrać się za odzyskiwanie materiału.

Proszę więc nie mydlić nam oczu pseudoekologicznym mydłem i dopłacać do samochodów, tylko robić wszystko, aby jeździło ich jak najmniej. Kropka.

[Fot. Monika Arczyńska]

 

 

Rachunek sumienia 2019

IMG_9047

Śledzę z zainteresowaniem na Facebooku postanowienia noworoczne znajomych. Wiele dotyczy work-life balansu, ale w tym roku dominują zdecydowanie postanowienia związane ze zmianą stylu życia na bardziej zrównoważony ekologicznie. Na zdjęciach pojawiają się woreczki na zakupy z firanek, sezonowe warzywa kupione na pobliskich bazarkach i uśmiechnięte twarze rowerzystów (pogoda sprzyja tej aktywności). Sama jeszcze nie przeliczałam własnego śladu węglowego za 2019 rok, ale jestem pewna, że udało mi się go znacznie obniżyć w porównaniu z poprzednimi latami. Oczywiście nie wszystko poszło zgodnie z planem i mam jeszcze sporo do poprawienia, ale mam zdecydowanie spokojniejsze sumienie niż rok temu.

  1. Segregacja odpadów

W domu sukces: produkujemy zauważalnie mniej śmieci, zwłaszcza zmieszanych i plastikowych, ale biuro to porażka. Zarządca budynku postawił jeden śmietnik i nie reaguje na nasze prośby. Przez pewien czas podrzucaliśmy śmieci sąsiadom, ale potem zrobiło nam się głupio. Materiały biurowe zamawiamy głównie w firmie, która do pakowania (zwykle) nie używa styropianu ani folii bąbelkowej, a przy okazji oddajemy zużyte pojemniki po tuszach do drukarki. Na tym polu możemy jeszcze sporo poprawić i to jeden z naszych planów na nowy rok.

2. Opakowania

Z wystaw i konferencji mamy stosy płóciennych toreb, których regularnie używamy. W sklepach staram się wybierać szklane i metalowe opakowania (nie jest łatwo!). Chociaż nie unikam całkowicie plastiku, to nie kupuję „śledzików na raz”, ale raczej większe opakowania. Warzywa i owoce pakuję do wielorazowych siatek, a pieczywo do płóciennych woreczków – suweniru z konferencji SWECO o miastach przyszłości. A jeśli zapomnę woreczków, to w papier. A jeśli nie ma papieru, to woreczki wykorzystuję ponownie.

3. Chemia

Tu mam spory problem. Co prawda używam często do sprzątania octu i sody oczyszczonej, ale jednak chemia ze sklepu czyści moim zdaniem lepiej i być może jest nawet mniej szkodliwa dla środowiska, bo używam jej mniej? Od lat nie korzystam w domu z ręczników papierowych – zawsze mam pod ręką bawełniane ścierki. Owszem, nie schodzą z nich wszystkie plamy, ale czy to taki wielki problem w porównaniu do produkcji śmieci?

4. Dieta

Jeszcze nigdy nie jadłam tak mało mięsa, jak w ubiegłym roku, ale nie zrezygnuję z niego (ani z nabiału) całkowicie z uwagi na pewne zdrowotne ograniczenia. Kranówkę piję od kilkunastu lat, a gdańska jest wyjątkowo smaczna. Nie piję soków, a piwo i wino na szczęście jest rozlewane do szklanych butelek;) Nie wyrzucamy jedzenia (no, czasem zdarzy się jakaś zapomniana bułka). W biurze zaopatrzyliśmy się w końcu w mikrofalówkę, więc pewnie częściej będę jadła ugotowane w domu jedzenie.

5. Ubrania

Coraz rzadziej kupuję w sieciówkach, za to lubię „polowania” na Allegro. Pod koniec roku zaczęłam także odwiedzać second handy.  Nie wyrzucam dodatków – właśnie kupiliśmy nowe łóżko, z szufladami, żebym mogła przechowywać tam torebki i buty. Jak widać na zdjęciu, szafa również pęka w szwach, ale najstarsze z moich ubrań mają po… 20 lat. Niestety, nie jestem w stanie zwalczyć uzależnienia od kupowania butów, za to założyłam w 2019 kilka par, które już kilka lat czekały w szafie na odpowiednią okazję (podobną strategię stosuję względem ubrań). Męczy mnie jednak kwestia sztucznych włókien i liczę na podpowiedź: gdzie kupię dobrej jakości bawełniane (w 100%) T-shirty?

6. Transport

Kupiliśmy z moim osobistym urbanistą karty zniżkowe na PKP, więc nie będzie mnie już bolało serce (a raczej portfel) przy kupowaniu biletów na pendolino. W dalszym ciągu nie używamy i nie zamierzamy używać samochodu. Największą różnicę w porównaniu z ubiegłym rokiem zrobiła przede wszystkim rezygnacja z latania. Przez 12 miesięcy nie siedziałam ani razu w samolocie, ale zdaję sobie sprawę, że to niewielka rekompensata dla wcześniejszego intensywnego podróżowania w ten sposób. Absolutnie nie deklaruję, że już nigdy nigdzie nie polecę, ale mocno ograniczam przede wszystkim krótkie wypady samolotem. Wakacje w Czechach okazały się tak przyjemne, że zamierzamy powtórzyć je w innej części kraju. Chcemy też odwiedzić Hamburg i być może pojedziemy tam pociągiem, chociaż w jedną stronę. W tym roku wypada weneckie Biennale i to już zdecydowanie za duża odległość na transport naziemny, więc spróbujemy przedłużyć pobyt, żeby uniknąć latania na 2-3 dni. Ciężko mi jednak bez dalszych podróży, więc pewnie zgrzeszę ekologicznie jeszcze co najmniej raz. Zawsze marzyłam o odwiedzeniu Petersburga, a teraz nie dość, że nie są tam potrzebne wizy, to jeszcze pojawiają się bezpośrednie połączenia lotnicze…

Zielonego nowego roku!

[Fot. Monika Arczyńska]

 

Cztery palniki

IMG_2509.JPG

Przeczytałam ostatnio, że każdy ma do dyspozycji cztery palniki: zdrowie, rodzinę, pracę i przyjaciół. Jeśli jeden z nich odpali się mocniej, trzeba przykręcić inny. Brzmi niby banalnie (życie jako kuchenka gazowa?), ale potwierdzam, że to prawda, sama prawda i tylko prawda.

W 2019 zdecydowanie przygasł mój palnik zdrowia. Nie musiałam go przykręcać, to się stało samo i nawet nie zdążyłam zauważyć, że dzieje się coś niedobrego. Pozostałe palniki tliły się raczej niemrawo, oprócz jednego – pracy. To był absolutnie niesamowity rok pod każdym zawodowym względem. Udało nam się wiele ważnych rzeczy:  zbudować wspaniały zespół, współpracować ze świetnymi projektantami i ekspertami  (szczególne pozdrowienia dla mamArchitekci!) i zrealizować projekty, z których jesteśmy naprawdę dumni. No i nie pozabijać z moim osobistym urbanistą, chociaż przebywanie razem 24/7 nie sprzyja gruchaniu jak dwa gołąbki. Dwa lata temu, dopiero planując, jaki profil docelowo ma mieć A2P2, wzięliśmy udział w programie gdańskiego Inkubatora Przedsiębiorczości. W ramach eksperckiego wsparcia rozpisywaliśmy różne pomysły biznesowe. Szukaliśmy niszy i interdyscyplinarności, starając się unikać zleceń typowych dla biur architektonicznych i urbanistycznych, ale nie mieliśmy wcale pewności, że uda nam się pozyskać te niestandardowe zadania (nie wspominam nawet o takim „drobiazgu” jak zarabianie). Właśnie realizujemy ostatni z pomysłów z listy, a w międzyczasie pojawiło się sporo nowych, które nie przyszłyby nam wcześniej nawet do głowy. Gdyby ktoś powiedział mi te dwa lata temu, że będziemy mieć dziś sześcioosobowy zespół, biuro, zadowolonych i powracających do nas klientów, a na koncie masterplan dla 125-hektarowej dzielnicy w Warszawie, doradztwo przy dużych projektach PPP czy liczne procesy partycypacyjne, pewnie postukałabym się w głowę. Wtedy zastanawialiśmy się, jakie projekty umieścić na naszej stronie internetowej, a dziś nie mamy czasu na jej regularną aktualizację, bo tyle się dzieje.

Ale niech to już będzie koniec takiego tempa, to niezdrowe. Hasło na 2020 to STABILIZACJA. Ta fizyczna – czeka mnie sporo fizjoterapii, żeby ustabilizować nieszczęsny kręgosłup – i ta zawodowa. Koniec z siedzeniem w biurze wieczorami i w weekendy, koniec z ciągłym myśleniem, co jeszcze zostało do zrobienia. Może nie zrealizujemy wszystkich projektów, które pojawią się na horyzoncie, może poczujemy, że przecież moglibyśmy działać więcej, szybciej i lepiej, ale to trudno. Palnik pracy ma się  w nowym roku palić stabilnym, równomiernym płomieniem, żeby życiowej energii wystarczyło na pozostałe.

Pięknego 2020!

[fot. M. Arczyńska]