Dlaczego wkurzają mnie elektryczne samochody

e-auto_Oslo.jpg

Jeszcze kilka lat temu z zazdrością patrzyłam na infrastrukturę dla elektrycznych aut w zachodniej Europie i w Stanach. Podczas wypadu ze znajomymi do Oslo kręciliśmy głowami z niedowierzaniem: „Ale ich tu dużo jeździ!”.  Fakt, dużo, w tym piekielnie drogich tesli i to na tyle dużo, że przy przechodzeniu przez ulicę trzeba się szczególnie uważnie rozglądać, bo jeżdżą prawie bezgłośnie. Skąd ich aż tyle? Rządowy cel to zeroemisyjność samochodów do 2025 roku, więc dzięki subsydiom i zwolnieniom z opłat dla Norwegów elektryczne auta wypadają stosunkowo tanio. Jest na nie zerowy VAT (dzięki temu ich ceny są porównywalne do aut na benzynę podobnej klasy), nie ma opłat za parkowanie, mogą używać buspasów. W całym Oslo stoją eleganckie, stalowe słupki do darmowego ładowania. Elektryki stały się tak popularne, że trzeba na nie długo czekać po zamówieniu.

Od niedawna i w Polsce można otrzymać dotację do zakupu elektrycznego samochodu. Nowe technologie uratują planetę! Akurat. Uratują co najwyżej komfort naszego życia i dobre samopoczucie. W Norwegii na szczęście prąd produkuje się w dużej mierze „zielonymi” metodami, ale w węglolubnej Polsce? Poza tym przekonuje mnie obawa, że poszukiwania i intensywna eksploatacja złóż ropy zamieni się w poszukiwanie źródeł litu do produkcji baterii. Jeśli elektryczne samochody mają zastąpić tradycyjne, ale będzie ich jeździć tyle samo, owszem, poprawi się jakość powietrza i poziom hałasu, ale praktycznie nic poza tym. Ani nie zajmują mniej miejsca (powierzchnie biologicznie czynne!), ani nie ani nie redukują ilości pyłów z klocków hamulcowych, a ostatecznie i tak trafią na wysypiska. Przede wszystkim nie odzwyczajają od korzystania z transportu indywidualnego. Wsiadanie do elektrycznego samochodu jest jak pakowanie kanapek w folię aluminiową. Przecież i tak trafi do recyklingu, prawda? Ale ktoś musi ją najpierw wyprodukować, opakować, zawieźć do sklepu, przyjechać żłopiącą paliwo jak smok śmieciarką, jechać za miasto do sortowni, wyczyścić użytą przez chwilę folię z masła i okruchów, a dopiero potem zabrać się za odzyskiwanie materiału.

Proszę więc nie mydlić nam oczu pseudoekologicznym mydłem i dopłacać do samochodów, tylko robić wszystko, aby jeździło ich jak najmniej. Kropka.

[Fot. Monika Arczyńska]

 

 

2 thoughts on “Dlaczego wkurzają mnie elektryczne samochody

  1. archifunblog pisze:

    Wow.
    Traktuję to jako głos rozsądku, a nie jakiegoś hejtowania elektryków. Może błędnie odczytuję. Po prostu przy każdej technologii należy rozważyć za i przeciw. Na „przeciw” odezwaliby się być może strażacy. Okazuje się, że taki samochód jak się zapali jest piekielnie trudny do ugaszenia. Potrzeba zastosowania specjalnych środków gaśniczych, bo gaszenie wodą tylko pogarsza sprawę.
    Po porównaniu z folia aluminiową zastanowiło mnie jak za X lat będzie wyglądała utylizacja tej ogromnej ilości samochodów elektrycznych. Wyzwań co niemiara.

  2. Tomasz pisze:

    Artykuł trafia w sedno problemu i mówi jak jest z elektrycznymi samochodami. Dodam tylko o kwestii utylizacji samochodów, który jak dotąd nie został rozwiązany.

Dodaj komentarz