#myfirst7jobs

my first 7 jobs 01.jpg
Mam słabość do internetowych akcji. Aktualna, #myfirst7jobs, dotyczy  pierwszych siedmiu sposobów zarobienia pieniędzy. Musiałam się przez chwilę zastanowić… Większość moich zarobkowych działań związana była z edukacją – to chyba coś związanego z genami. Nigdy nie pracowałam w żadnym McDonaldzie ani barze, nigdy nie sprzątałam ani nie opiekowałam się dziećmi. Chyba coś mnie w życiu ominęło, ale z drugiej strony byłabym najgorszą kelnerką świata, sprzątać nie potrafię, a dzieci pozostawione pod moją opieką przypuszczalnie skończyłyby na ostrym dyżurze (na pewno mocno odwodnione). Przyjaciel twierdzi, że nie tylko nie zostawiłby mi podczas urlopu kota*, ale nie powierzyłby mi nawet podlewania pelargonii na balkonie.
1. Pierwsze pieniądze w czasach „dziecięciem będąc” zarobiłam u rodziców za wrzucenie drewna do piwnicy. Całe 20 złotych! Niestety, do podziału z kuzynem.
2. Korepetycje z matematyki dla uczennicy podstawówki, w liceum.
3. Korepetycje z geometrii wykreślnej, ale tylko na drugim i trzecim roku studiów. Później już zapomniałam, jak się wykreśla cień sześcianu na grzybku. Jak się wykreśla cień grzybka na sześcianie tym bardziej zapomniałam.
4. Przygotowanie brata kolegi do egzaminów wstępnych na architekturę. Trochę geometrii, trochę historii architektury. Dużo zabawy w skojarzenia, żeby przyswoić skomplikowane nazwy detali architektonicznych. Mój uczeń najlepiej zapamiętał, że LIZENY podpierają ściany – skojarzyły nam się z dziewczynami, z którymi nikt nie chce tańczyć na dyskotece. Pewnie dlatego, że płaskie i jakieś takie mało udekorowane.
5. Pierwszy staż w biurze. Miał być damowy, ale okazało się, że szybko śmigam w AutoCADzie i już nie był darmowy.
6. Drugi staż w biurze, tym razem na Erasmusie. Też miał być darmowy, ale okazało się, że sprawnie sklejam makiety i też już nie był darmowy.
7. Siódma praca to był hit – etat w firmie budowlanej! W papierach miałam wpisane, że jestem zastępcą kierownika budowy, chociaż zamiast na budowie siedziałam w biurze rysując… w sumie już nawet nie pamiętam co. To zdecydowanie nie było najbardziej ekscytujące zajęcie mojego życia i gdyby nie przesympatyczny kierownik Jarek, z którym dzieliłam biuro, zanudziłabym się tam na smierć. Zarabiałam szaloną kwotę 1500PLN brutto, która do wypłaty kurczyła się do nieco ponad tysiaka. To prawie tyle, ile kosztowało nas wówczas wynajęcie mieszkania. Księgowa, pani Brygidka, przed którą wszyscy robotnicy budowlani w firmie kłaniali się uniżenie i całowali po pulchnych rączkach, przekazywała mi z gotówką pasek wynagrodzenia ze słowami: „A to dla mamusi, żeby się pochwalić”. Chyba spaliłabym się ze wstydu, więc mama nigdy nie zobaczyła żadnego paska, a ja zwiałam, kiedy tylko odpracowałam wymagany etatowy staż do uprawnień.
Uprawnień nie mam do dziś:)
*Gdyby akcja dotyczyła nie siedmiu pierwszych, ale siedmiu ostatnich prac, mogłabym dopisać cat sitting u znajomych na Manhattanie. Wydaje mi się, że kot żyje do tej pory, więc przy następnej serii żartów o kotach i pelargoniach zacznę się domagać przeprosin!

1 thoughts on “#myfirst7jobs

  1. panidyrektor pisze:

    Fantastyczna akcja! Biegnę na Bloga opisać :D:D Uwielbiałam moje wszystkie prace :D:D:D

Dodaj komentarz