Tzw. „aktywny wypoczynek”

plakat architektour_bez sti_DRUK_CMYK

Takie urlopy to ja rozumiem. Jedni jeżdżą na narty, drudzy na żagle, a ci walnięci na punkcie architektury jeżdżą oglądać nowe realizacje albo wpadają na warsztaty projektowe. Kiedy kilka miesięcy temu otrzymałam zaproszenie do wzięcia udziału w Architektour najpierw jęknęłam z rozpaczy, że to aż tydzień urlopu, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że nie mogę sobie wciąż odmawiać tych architektonicznych odpowiedników stoków i jachtów. Przyznaję, że ostatecznie przekonały mnie trzy kwestie. Przede wszystkim to, co słyszałam o poprzednich edycjach – świetnie zorganizowane, z kapitalnymi wydarzeniami towarzyszącymi, z grupą zakręconych na punkcie projektowania studentów z całej Polski. Działo się tyle, że nie jestem w stanie wymienić tu wszystkich wydarzeń towarzyszących, a z planów zwiedzenia Książa czy Sokołowska nic nie wyszło. Hotel Sudety widziałam tylko z taksówki.

Drugi czynnik to prowadzący. W tym roku wśród tutorów znaleźli się między innymi HS99, Centrala, Kuba Woźniczka, Dariusz Śmiechowski i WWAA (Natalia i Marcin przyjechali z synami i przyznaję, że zamiast o projekty podpytywałam głównie o to, jak organizacyjnie radzą sobie z pogodzeniem obowiązków rodzinnych i prowadzeniem biura jednocześnie). Przyjemnie było znaleźć się w takim towarzystwie i posłuchać, co w tutejszej trawie piszczy, bo z uwagi na pracę cały czas czuję się nieco wyrzucona poza kategorię „polska architektura”.

A_WWAA

[WWAA czyli „2,5 tutora”]

Trzeci czynnik to lokalizacja. Nigdy wcześniej nie byłam w Wałbrzychu, a słyszałam tyle niezbyt pochlebnych opinii o tym mieście, że postanowiłam zobaczyć na własne oczy czy to prawda. I jak to Tischner mówił „są trzy rodzaje prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda” €- w przypadku Wałbrzycha to zdecydowanie ta trzecia. Tam jest po prostu przepięknie! Miasto jest położone w dolinach, otoczone górami, wszędzie widać mnóstwo zieleni, a poza tym powala fantastycznie zachowana architektura z czasów, kiedy życie tętniło i pod ziemią, w kopalniach, i w mieście. Najbardziej zachwyciło mnie Nowe Miasto, jedna z dzielnic mieszkaniowych z sielankowymi skwerami. Obecnie wyjątkowo sielankowymi, bo na południu Polski drzewa są właśnie obsypane kwiatami.

A_Rynek

A_Walbrzych

Ale największe i najbardziej pozytywne warsztatowe zaskoczenie to… studenci. Tak ogarniętych, zdolnych, pracowitych, a jednocześnie sympatycznych osób w takiej liczbie (około setki!), kompletnie się nie spodziewałam. Oczekiwałam raczej typowych warsztatowych problemów -€“ rozłażenia się zamiast pracy, cynicznego kwestionowania wszystkich decyzji bądź zbyt dużej liczby liderów przepychających swoje pomysły. Nic takiego nie miało miejsca, przynajmniej nie w grupie, z którą miałam przyjemność pracować. A grupa trafiła mi się absolutnie wspaniała: czternaście fantastycznych osób z różnych części Polski, w tym dwoje  moich byłych studentów z Gdańska. To były moje pierwsze warsztaty i przyznaję, że miałam lekkie obawy, jak to wszystko będzie wyglądało. Po pierwszej dyskusji może jeszcze nie panikowałam, za to przestraszyłam się, jak wyrobimy się czasowo, bo po kilku godzinach dyskusji o zadanym obszarze nie doszliśmy do żadnych konkretnych wniosków. Szybko okazało się jednak, że niecałe cztery popołudnia wystarczyły, aby wymyślić koncepcję, ustalić rozwiązania przestrzenne i program, zrobić makietę oraz – to wypadło szczególnie dobrze – przygotować prezentację. Podczas semestralnego projektu, jaki zwykle prowadzę, jest czas, żeby nauczyć się nowych umiejętności. W warsztatach chodzi przede wszystkim o pracę w grupie, a ponieważ czasu jest mało, trzeba jak najefektywniej wykorzystać to, co każdy w grupie już potrafi. Zaczęliśmy od przedstawienia się -€“ każdy opowiadał nie tylko o sobie i własnych zainteresowaniach, ale także o mocnych stronach. Okazało się, że skład sprawdził się idealnie, bo mieliśmy i osoby zainteresowane głównie projektowaniem w skali architektonicznej, studentów o zacięciu urbanistycznym, społecznym, ale także specjalistów od makiet i animacji. Podział obowiązków okazał tak doskonały, że nikt ani przez chwilę nie kręcił się bezczynnie, a cały projekt udało się przeprowadzić bez paniki, że zaraz skończy się czas. Ostatniej nocy wszyscy spali po kilka godzin, chociaż baliśmy się zarwania nocy. Pod koniec studenci żartowali, że chyba powinni założyć biuro, bo tak im się dobrze razem pracuje. Mogłabym taką pracownię prowadzić:) Obyło się bez zbędnych animozji, nikt się na nikogo nie obraził, nikt nie trzaskał drzwiami, za to czuło się, że wszyscy grają w jednej drużynie. Ostatniego dnia każdy w zespole miał tak precyzyjnie ustalony zakres pracy, że w pewnej chwili usłyszałam żartem, że… grupa już mnie nie potrzebuje. O to właśnie chodziło! W ciągu zaledwie kilku dni ekipie udało się przygotować konsekwentny, mocno osadzony w wałbrzyskich realiach projekt, a do tego przedstawić go w kapitalnej prezentacji (można ją zobaczyć tutaj, a wkrótce wystawa projektów będzie prezentowana na wydziałach architektury). Po ostatecznych przeglądach mnóstwo osób przyszło z gratulacjami i wszyscy czuliśmy, że udało się odwalić kawał dobrej roboty. Jestem z Was bardzo, bardzo dumna!

A_Ekipa przy pizzy

[Grupa 6 przy pizzy…]

A_Ekipa przy pracy

[…i przy pracy]

Przy okazji wydarzyła się dość komiczna sytuacja. W wałbrzyskiej edycji Architektour te same tematy były opracowywane przez dwa zespoły. Naszą lokalizacją, starą winiarnią w okolicach wałbrzyskiego rynku, zajmowała się równolegle grupa prowadzona przez WWAA. Proszę sobie wyobrazić nasze zaskoczenie, kiedy wpadając ostatniego dnia rano na „konkurencję” pstrykającą zdjęcia makiety odkryliśmy, że… oba projekty są prawie identyczne. Zarówno w ogólnych założeniach wykorzystujących spadki terenu, jak i w takich szczegółach, jak pozostawienie tej samej ściany ruin winiarni i dodanie mniejszych kubatur. Ba, powtarzała się nawet większość użytych w makiecie materiałów! Studenci najpierw zaczęli podejrzewać jakieś szpiegowskie praktyki, ale rzecz jasna nic takiego nie miało miejsca. Za to zaskoczona tym zbiegiem okoliczności grupa dodatkowo zmobilizowała się, żeby czytelnie przedstawić, skąd wzięła się koncepcja i dlaczego ostateczny przestrzenny efekt jest taki, a nie inny. Wyszło fantastycznie. Okazało się, że punkty wyjścia dla obu projektów były całkowicie odmienne i ostatecznie doszliśmy wspólnie od wniosku, że obie koncepcje można by zintegrować w jedną.

A_Prezentacje

A_WWAA_projekt

[Znajdź różnice:)]

Oczywiście oprócz intensywnej pracy był czas na dyskusje przy winie -€“ i z innymi tutorami, i ze studentami. Te drugie były szczególnie ważne, także dla mnie. Nie dość, że entuzjazm studentów jest zaraźliwy, to podyskutowaliśmy sobie przy okazji o edukacji architektonicznej. Ostatniego dnia po prezentacjach spadło kompletnie ciśnienie i gdzieś zniknał podział student-prowadzący. Poza tym miło było usłyszeć, że najgorszy moment warsztatów to powrót.

I wiecie co? Po tych wałbrzyskich doświadczeniach już się nie martwię o przyszłość polskiej architektury.

PS Ten warszawsko-radomsko-wrocławsko-wałbrzyski tydzień miał swoją chorzowsko-katowicką kontynuację w weekend. Ale o tym wkrótce, żeby nikogo nie zamęczać zbyt długimi postami, tym bardziej, że w kolejce czekają jeszcze kopenhaskie. Kolejna cudowna klęska urodzaju!

[Fot. Monika Arczyńska]

3 thoughts on “Tzw. „aktywny wypoczynek”

  1. […] umiejętności pracy w grupie stanowiło więc absolutny priorytet. Wprawką był wałbrzyski Architektour, który pokazał, że taki eksperyment może udać się na małą skalę, ale czym innym jest […]

  2. […] obejrzałam przy okazji mojego kwietniowego Tour de Pologne w drodze na Architektour. Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej ‚Elektrownia’ w Radomiu zwiedzałam na strasznym […]

  3. […] Spotkanie Studentów Architektury w Szczecinie. Ekipa na warsztatach zawsze jest super – od SLC (Six Letter City)  wiadomo, że tak jest wśród braci studenckiej do dziś – a tego typu spotkania pozwalają pootwierać szufladki nigdy nie otwierane i spojrzenia na […]

Dodaj odpowiedź do Barozzi Veiga a OSSobliwa szczecińska retrospekcja | archifunblog Anuluj pisanie odpowiedzi